Podróżowanie z nastolatkami nie należy do najłatwiejszych – szybko się nudzą, ciągle szukają emocji, a zwykłe krajobrazy nie zawsze robią na nich wrażenie. Dlatego postanowiliśmy zdobyć Aberdeen Falls – wodospad ukryty głęboko w dżungli, z dala od utartych szlaków i turystycznego zgiełku.

Trasa do wodospadu prowadzi w dół. Na początku szło się łatwo. Otaczały nas drzewa, ptaki śpiewały, na Sri Lance cisza nie istnieje. Droga prowadzi przez las, na szczęście ktoś pomyślał i zrobił schody w bardziej trudnych miejscach, przez co było łatwiej iść. W niektórych miejscach nie ma schodów i trzeba przejść przez ogromne korzenie drzew. Trzeba uważać, gdyż mogą być śliskie przez co każdy krok w dół wymagał czujności.
Po około 30 minutach drogi przed nami, otoczony ścianami zieleni, spadał z ogromną siłą wodospad. Aberdeen Falls. Słychać go z oddali
Był potężny. Biel wody kontrastowała z ciemną skałą, mgiełka osiadała na naszej skórze, a powietrze pachniało wodą i mchem. Zbliżyliśmy się ostrożnie do brzegu – basen pod wodospadem wyglądał pięknie, ale jednocześnie groźnie. Wiedzieliśmy, że to nie miejsce na kąpiel – tylko na zachwyt.
Usiedliśmy na kamieniach, zdjęliśmy buty i zanurzyliśmy stopy w chłodnej wodzie. Po całej tej trudnej trasie było to jak nagroda. Cisza. Tylko dźwięk spadającej wody i nasze oddechy.

Patrzyliśmy na wodospad z zachwytem. Widok był magiczny, a emocje – nie do opisania. W tym momencie wiedzieliśmy, że naprawdę było warto. Warto było się zmęczyć, wspinać, ślizgać, słuchać narzekania i jednocześnie dzielić tę przygodę razem. Bo właśnie takie chwile sprawiają, że podróżowanie z nastolatkami ma sens.
Aberdeen Falls nie jest miejscem dla każdego. To nie jest wodospad, do którego podjeżdża się autem i pije kawę w kawiarni obok. To wodospad, który trzeba zdobyć. A przez to… zostaje w sercu na zawsze.

